Повернутися

Rozmowa o reemigracji [WYWIAD]

Artykuł zgodny ze stanem prawnym na dzień: 2024-12-10

„Dobrym sposobem na przejście przez przeprowadzkę jest to, żeby cieszyć się, że się wróciło do Polski i zacząć ją zwiedzać. Tu Wieliczka, tam Poznań, potem Bałtyk. Wreszcie mamy blisko i mamy czas, bo nie musimy, jak wcześniej jako goście z zagranicy, odwiedzać najbliższych. Ważne, aby sprawiało nam to radość” – mówi Aleksandra Mościcka, z którą porozmawialiśmy o reemigracji, problemach reemigrantów, dwujęzyczności oraz dobrych praktykach, które umożliwiają łatwiejsze przystosowanie się do życia w Polsce po powrocie z zagranicy.

Zgodnie z definicją reemigracja to powrót emigrantów do kraju ojczystego. Na pierwszy rzut oka wydaje się to proste, jednak wiemy, że reemigracja może wiązać się z licznymi problemami i wyzwaniami. Z czym najczęściej borykają się reemigranci?

Przeprowadzka z jednego kraju do drugiego, to zawsze jest nowość i sytuacja, w której wszystko się zmienia. Nie chodzi tu tylko o zmianę miejsca zamieszkania, gdy np. przeprowadzamy się do innej dzielnicy. W przypadku reemigracji mamy do czynienia ze zmianą na wielu polach. Zmieniają się przecież praca, dom, otoczenie, zwyczaje, przyjaciele, nawet w sklepach są inne produkty. Chcę przez to powiedzieć, że w tym przypadku stres jest naprawdę duży. Wystarczy zerknąć na skalę stresu Holmesa i Rahe’a, gdzie punktowane są, pod względem stresu, wszystkie zmiany życiowe. Gdy dodamy do siebie punkty związane z przeprowadzką do innego kraju czy powrotu z zagranicy, to wynik na skali stresu okaże się wysoki.

Jeżeli chodzi o problemy reemigrantów, to zacznę od tego, że najczęściej będąc za granicą mamy jakieś wyobrażenia o Polsce i oczekiwania związane z powrotem. Potem może okazać się, że wszystko wygląda inaczej niż zakładaliśmy.

 

Osoby, które wracają z zagranicy decydują się najczęściej na ten krok, bo tęsknią za rodziną, za domem, za przyjaciółmi, a w Polsce czują się u siebie. Potem może okazać się, że już mamy przesyt lub przyjaciele i rodzina nie mają dla nas czasu. Często słyszałam, że jak się przyjeżdżało z zagranicy, to wszyscy mieli czas, żeby się spotkać.  Potem, po powrocie na stałe, gdy jest się już dostępnym niemal przez cały czas, okazuje się, że czasu na spotkania i kontakt jest dużo mniej. Także zainteresowanie bliskich się zmniejszyło.

 

Ostatnio słyszałam historię kobiety, która po dwudziestu latach wróciła ze Stanów Zjednoczonych i której przed powrotem rodzina obiecała pomoc przy opiece nad dziećmi. Po powrocie okazało się, że jednak nie ma tego wsparcia, co było jednak pewnym zaskoczeniem w procesie adaptacji po powrocie.

Dlatego jednym z głównych problemów są oczekiwania i wyobrażenia, które później konfrontujemy z rzeczywistością.  

 

Kolejna rzecz, o której warto wspomnieć to adaptacja po powrocie. Jeśli ktoś mieszkał np. rok za granicą, to później pół roku trzeba się przyzwyczajać do życia w ojczystym kraju. Tak więc osoba, która była za granicą kilka lat, powinna sobie dać sobie trochę czasu na ponowne przystosowanie się do życia po powrocie i mieć na uwadze, że to jest proces.      

 

Innym wyzwaniem są pytania, na które często muszą odpowiadać reemigranci. Dlaczego wróciłeś? Po co wróciłeś? Naprawdę wróciłeś? Zdziwienie, że można porzucić „raj” i znowu zamieszkać w Polsce. Myślę, że to jeszcze pokłosie dawnych lat, epoki PRL, gdy wyjazdy za granicę nie były tak częste i była to szansa na dużo lepsze życie. Teraz już tak nie jest, różnice między Polską a resztą Europy nie są już tak duże.

 

Warto również wspomnieć o dylematach powracających. Często osoby, które po latach spędzonych za granicą wróciły do ojczyzny, szukają potwierdzenia tego, że podjęły właściwą decyzję. Zdarza się, że za granicą został jeszcze niesprzedany dom, żeby w razie czego móc ponownie wyjechać i wycofać się z tej decyzji. Po pierwszym zachwycie, takim miesiącu miodowym, zwłaszcza gdy ktoś przyjechał w lipcu i jest oczarowany życiem w ojczyźnie, przychodzi szara rzeczywistość, listopad. Warto o tym pamiętać po powrocie.

 

Wiele mówi się o problemach dzieci reemigrantów, które chodziły za granicą do szkoły, w której głównym językiem był inny język niż język polski. Jak temu zaradzić?

Kiedyś z koleżankami w projekcie „(Z)Powrotem w Polsce” przygotowałyśmy zestaw dobrych praktyk, które miały w tym pomóc. Mówiąc w skrócie, idealna sytuacja to taka, w której dziecko jest „zaopiekowane”. Gdy przychodzi do szkoły, jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego, poznaje ją, spotyka się z dyrektorem czy dyrektorką, którzy rozumieją sytuację, chcą pomóc, nauczyciele mają czas i poświęcają go dziecku. Ponadto dobrze byłoby zrobić diagnozę różnic programowych. Generalnie chodzi o to, żeby poznać dziecko, sprawdzić na jakim jest etapie edukacji, zobaczyć co potrafi, jakie ma osiągnięcia, ale też wyrazić zainteresowanie i otoczyć je opieką. Potem przygotowuje się klasę, czyli koleżanki i kolegów.

To jest sytuacja idealna, ale jak wiemy rzeczywistość bywa inna. Szukając szkoły dla dziecka, które przyjechało z rodzicami do Polski z zagranicy radziłabym zacząć od placówek, które miały już do czynienia z takimi dziećmi. Warto poszukać informacji w Internecie na grupach dla powracających. Tam rodzice wymieniają się spostrzeżeniami na temat szkół i wskazują te, w których nauczyciele i kadra zarządzająca rozumieją problemy powracających, mają więcej empatii itp. Widzę jak to się zmienia na korzyść. Mam porównanie, bo kiedyś wracałam do Polski z dziećmi w wieku szkolnym i przedszkolnym.

 

O ile dzieci w wieku przedszkolnym lub na początku podstawówki radzą sobie z powrotem całkiem nieźle, to wyzwanie jest większe, gdy dotyczy to dzieci w wieku 12 czy 14 lat.

Warto dać możliwość dziecku opowiedzenia o kraju, w którym mieszkało. Można pokazać różnice kulturowe. Przychodzi mi do głowy przykład ściągania na klasówkach przez uczniów. Są przecież kraje, w których tego nie ma, a jak jest, uznaje się to za coś bardzo złego. Spotkałam się z przypadkiem, że chłopiec (wcześniej chodził do amerykańskiej szkoły, w jednym z europejskich krajów) poskarżył się nauczycielce, że jego kolega ściąga. Dla niego było to tak nieetyczne.

Można się domyśleć, jaka była reakcja kolegów z jego klasy w polskiej szkole. To klasyczny przykład niezrozumienia zwyczajów. Chłopiec nie rozumiał, jak można ściągać. Koledzy z klasy nie rozumieli, jak można donosić w takim przypadku.

 

Inny przykład dotyczy sytuacji, gdy rodzina wraca do Polski pod koniec sierpnia i dziecko niemal z marszu idzie 1 września do szkoły. I nie wie, że wypada założyć strój galowy, że jest uroczystość na rozpoczęcie roku szkolnego. Warto na to zwrócić uwagę. Wiem, że są nawet publikacje, książeczki na temat tego, jak wygląda polska szkoła, jakie są w niej zwyczaje itp. I tu rolą rodziców jest wdrożenie i pokazanie dziecku budynku szkoły, żeby ono mogło zobaczyć boisko, otoczenie. Pamiętam też historię z gimnazjum, gdy jeszcze istniały gimnazja, że uczeń, który przez osiem lat mieszkał z rodzicami w Anglii, dostał pierwszego dnia nauki jedynkę z WOSu, a przecież Polskę dopiero poznawał. Nie było żadnego okresu ochronnego, który jest niezwykle ważny w takich przypadkach.

 

Cały czas docierają do mnie głosy o przykrych sytuacjach, których moim zdaniem można uniknąć. Można przecież pokazać wartość nowego ucznia, że on też może czegoś nauczyć swoich kolegów. Rolą dorosłych jest pokazanie różnić kulturowych i zapobieganie wyśmiewaniu z tych powodów, uwrażliwienie, że osoba po powrocie używa innych wyrazów, czasem nie takich jak jego rówieśnicy, że nie zna slangu, inaczej się ubiera, słucha innej muzyki itp. Pamiętam, jak jakieś dziecko, które długo mieszkało w Wielkiej Brytanii, powiedziało, że samochód się złamał, a nie zepsuł.

Warto też podkreślić rolę rodziców. Czy mają czas, żeby angażować się w szkolne życie dziecka i z nim rozmawiać? To na pewno bardzo pomaga.

 

W kontekście reemigracji, ale nie tylko, dużo mówi się o dwujęzyczności. Wydaje się, że może to być bardzo dobre rozwiązanie dla dzieci przyszłych reemigrantów. Co Pani sądzi o dwujęzyczności?

Jest wiele publikacji na ten temat. Warto się z nimi zapoznać, zanim rozpocznie się ten proces. Moim zdaniem dwujęzyczność jest dobra, ale wiem, że niektóre dzieci się przy tym blokują, dlatego trzeba być uważnym. Potrafią np. nic nie mówić do momentu, gdy płynnie poznają język, żeby zacząć go używać. Generalnie większość badań i opinii ekspertów wskazuje pozytywne aspekty dwujęzyczności. Podkreśliłabym jednak tę uważność i przyglądanie się dzieciom i sprawdzanie, czy wszystko idzie w dobrym kierunku.

 

Zgodnie z polskimi przepisami dzieci reemigrantów, które słabo znają język polski, mogą skorzystać z zajęć wyrównawczych. To jednak tylko 5 godzin w tygodniu. Wydaje się, że to za mało na opanowanie języka polskiego w stopniu umożliwiającym przyswajanie wiedzy szkolnej. Co mogą zrobić rodzice, by przyspieszyć naukę języka polskiego swoich dzieci? 

Z doświadczenia wiem, że jeżeli narzucamy coś dzieciom, zwłaszcza nastolatkom, to one zazwyczaj są w opozycji i niechętnie do tego podchodzą. Dlatego wydaje mi się, że warto stosować metodę zachęcania. Np. będąc jeszcze za granicą można zaproponować dziecku komiks po polsku lub żeby obejrzało polski film, odpowiedni dla jego wieku i dopasowany do współczesnych realiów. Nie polecam filmów, które myśmy, czyli rodzice, oglądali w dzieciństwie i nam się podobały. Warto, by była to jednak jakaś nowocześniejsza pozycja. Podobnie z książeczkami. Wiem, że niektórzy rodzice wyszukują na strychu stare egzemplarze, do których mają ogromy sentyment, bo zaczytywali się tym w dzieciństwie. Moim zdaniem dobrze jest wyszukać nowsze pozycje, które lepiej trafiają do tego pokolenia i będą czymś przyjemnym, a nie nudnym i męczącym. Ale oczywiście to indywidualna decyzja każdego z nas.

 

Dobrym sposobem jest też pielęgnowanie polskich zwyczajów za granicą. Zwłaszcza tych przyjemnych, np. świątecznych. Warto przemycać język polski zapoznając dzieci z miłymi tradycjami. Nacisk i zmuszanie przynoszą zazwyczaj odwrotny skutek. Nie polecam tworzenia w domu drugiej szkoły. Raczej swobodę i naukę z radością, trochę mimochodem.

 

Język to jednak nie wszystko. Zwłaszcza dzieci bardzo przeżywają rozłąkę ze swoimi przyjaciółmi z zagranicy. Dodatkowo mamy do czynienia ze stresem związanym z odnalezieniem się w nowej rzeczywistości (nowa szkoła, koledzy, zwyczaje). Jak sobie z tym poradzić?

Stworzyłam sobie taką teorię, że jak ma się dwójkę dzieci, to jedno raczej może mieć problem z powrotem. Jest wiele czynników, które mają na to wpływ. Przede wszystkim rozłąka i tęsknota za tym co było tam. Dzieci po prostu za tym tęsknią. Jeżeli są bardzo wrażliwe, to dużo się w nich dzieje i zmienia. Są dobre praktyki, które zalecają, aby przeprowadzkę traktować jak przygodę i tak się do niej przygotowywać. W takim przypadku dużo zależy od rodziców. Często to oni są zestresowani przeprowadzką, a to rzutuje na postawę dzieci. Warto też uszanować żal dziecka po rozłące z przyjaciółmi. Żeby nie mówić „daj spokój”, „będziesz mieć nowych kolegów”.

 

Dobrym sposobem na przejście przez przeprowadzkę jest to, żeby cieszyć się, że się wróciło do Polski i zacząć ją zwiedzać. Tu Wieliczka, tam Poznań, potem Bałtyk. Wreszcie mamy blisko i mamy czas, bo nie musimy, jak wcześniej jako goście z zagranicy, odwiedzać najbliższych. Ważne, aby sprawiało nam to radość. Dlatego warto wybrać atrakcje, które wszyscy zaakceptują.

Zawsze sprawdza się też metoda, w której wychodzimy do ludzi, a nie czekamy aż oni do nas przyjdą, czyli aktywność popłaca. Wiem, że nie zawsze jest czas na to, żeby np. wozić dzieci do kolegów, że wymaga to zaangażowania, żeby organizować im atrakcje, ale warto. Przynajmniej do momentu, gdy zaprzyjaźnią się z rówieśnikami. Nie warto się zniechęcać tym, że na początku takie inicjatywy wychodzą tylko od nas. Warto również działać, gdy np. brakuje zajęć pozalekcyjnych w szkole, np. zajęć z teatru czy tańca i spróbować to zorganizować.

 

Ważny może być też kontakt, osobiście lub przez Internet, z osobami, które również wróciły z zagranicy. Rozmowa z ludźmi o podobnych doświadczeniach bardzo pomaga. Możemy omówić swoje problemy, zobaczyć, że inni mają podobne. Wymienić się doświadczeniami i dobrymi praktykami.   

 

Moim zdaniem, warto też utrzymywać relacje z przyjaciółmi i znajomymi z zagranicy, nie odcinać się od tamtego życia. Można przywieźć ze sobą pamiątki, które, zwłaszcza na początku, zaraz po powrocie, pomogą lepiej znieść rozstanie z miejscem, które zostawiliśmy. Z czasem będziemy coraz rzadziej to wspominać i wtopimy się w polską rzeczywistość, ale postarajmy się, by wyszło to naturalnie. Porównam to do uczuć. Nie da się powiedzieć „nie czuj tego”, by ktoś przestał natychmiast to czuć. Proces adaptacji wymaga czasu.

 

Gdzie mogą szukać pomocy rodzice, których dzieci ciężko znoszą przyjazd z zagranicy?

Jeśli mamy faktycznie jakiś poważny problem, można pójść i porozmawiać o tym z psychologiem. Zaznaczę jednak, że warto, żeby był to specjalista, który ma doświadczenie reemigracyjne lub przynajmniej pracował z reemigrantami.

Polecam również grupy „powrotowe” na portalach społecznościowych. Móc z kimś porozmawiać o swoich problemach i ten ktoś to rozumie, bo miał podobne doświadczenia, to ważna część powrotu i ogromna wartość. Zauważyłam na przestrzeni ponad 10 lat spotkań powrotowych, że osoby z doświadczeniem reemigracyjnym, szybko znajdują wspólny język. Dlatego zachęcam, żeby siebie nawzajem szukać po powrocie.

 

Już trochę o tym Pani wspomniała, ale co mogą robić reemigranci, by lepiej odnaleźć się w Polsce po powrocie?

Przede wszystkim patrzeć na pozytywy. Przywołam też teorię wyboru, którą często przedstawiam osobom powracającym. Gdy mamy do wyboru dwie opcje: opcję A i opcję B, to zawsze ta wybrana opcja, czyli na przykład powrót do Polski, traci na atrakcyjności, jak ją wybierzemy. A ta opcja, której nie wybierzemy, nagle zyskuje na wartości. Powinniśmy mieć tego świadomość. To normalna reakcja. Warto wtedy przywołać zalety opcji powrotowej, nawet je sobie napisać wielkimi literami, aby pamiętać, dlaczego wróciliśmy i mieliśmy do tego powody.

 

Wiem, że ma Pani za sobą powrót z emigracji. Jak Pani się do niego przygotowywała i jak odnalazła się po powrocie?

Nie przypominam sobie, żebym robiła coś szczególnego. To były raczej praktyczne czynności, czyli znalezienie mieszkania w Polsce, szkoły dla dzieci. Pamiętam, że nie było mi łatwo po powrocie i bardzo ucieszyłam się, gdy odnalazłam ludzi, z którymi mogłam o tym porozmawiać.

 

Pamiętam, że przed decyzją o powrocie zrobiliśmy listę plusów i minusów, którą mam do dziś. Gdy na nią spojrzałam po jakimś czasie, to uświadomiłam sobie, że czasem warto jednak zaufać intuicji, która podpowiada nam, gdzie jest nasze miejsce. Warto wsłuchać się w siebie, bo z samych plusów i minusów niewiele wynika.

 

Polecam też, jak najszybciej pozbyć się dylematów związanych z przeprowadzką. Jeżeli już podjęliśmy decyzję o powrocie, nie zastanawiajmy się, czy dobrze zrobiliśmy. Starajmy się stworzyć dla siebie jak najlepsze miejsce do życia w Polsce, bez oglądania się za siebie.

 

Warto też jak najszybciej powiedzieć dzieciom o przeprowadzce do innego kraju. Żeby o tej decyzji dowiedziały się od nas.  

Pamiętam też, że przenieśliśmy meble z pokoju córki, tego za granicą, do pokoju w mieszkaniu w Polsce i przynajmniej pokój był podobny do poprzedniego. Myślę, że to też dobry pomysł, by zaangażować dzieci w przeprowadzkę, by poczuły, że też mają coś do powiedzenia, że mogą o czymś decydować.

Dobrym pomysłem wydaje się przeprowadzka latem, gdy są wakacje. Oczywiście jeżeli mamy możliwość wyboru czasu powrotu. Dobrze sprawdzają się przyjęcia pożegnalne, o nich też pamiętajmy przy przeprowadzce, bo to takie symboliczne zamknięcie etapu życia poza Polską.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Aleksandra Mościcka - założycielka Powrotów przy Fundacji Sto Pociech w Warszawie i współzałożycielka projektu "(Z)Powrotem w Polsce".

Prowadzi od ponad 10 lat spotkania powrotowe online. Ma doświadczenie reemigracyjne.

Zawodowo zajmuje się rekrutacją i zmianami ścieżki kariery, również tej po powrocie do Polski.

Więcej i rekomendacje tu: https://www.linkedin.com/in/aleksandra-moscicka/

 

 

 

Rozmowę przeprowadził: Wojciech Napora (Powroty.gov.pl)