Back

W Polsce czuję się doskonale [WYWIAD]

Artykuł zgodny ze stanem prawnym na dzień: 2023-07-10

„Jeśli ktoś zaczyna rozważać zmianę i powrót, to znaczy, że nie jest szczęśliwy i czas na zmiany. Nie warto dla względów ekonomicznych poświęcać własnych potrzeb emocjonalnych czy duchowych. Jeśli czuje się, że szczęście może być gdzieś indziej, to trzeba go tam szukać. Często emigrantom towarzyszy lęk, wręcz chroniczne poczucie lęku, braku bezpieczeństwa, tęsknoty za domem, wtedy nie ma co się zastanawiać, trzeba wracać!” – mówi Justyna Wincko, która po 20 latach w Stanach Zjednoczonych postanowiła wrócić do Polski. W naszej rozmowie poruszyliśmy wiele tematów związanych z emigracją i powrotem. Pytaliśmy m.in. o powód powrotu, formalności z nim związane, odczucia po powrocie i plany na przyszłość. Zachęcamy do lektury.

Co sprawiło, że wiele lat temu wyjechała Pani do Stanów Zjednoczonych?

 

Sprawił to przypadek. Wyjazd do Stanów Zjednoczonych nie był nigdy moim marzeniem. Było to marzenie mojej mamy, która każdego roku skrupulatnie wypełniała i wysyłała zgłoszenie na loterię wizową. Pewnego roku wysłała również na mnie i okazało się, że wygrałam. Skoro już los tak zdecydował, postanowiłam zobaczyć, o co tak naprawdę chodzi w tym „American Dream”. Początkowo wyjechałam tylko na kilka miesięcy i przez pierwsze pięć lat, aż do skończenia studiów, nie mogłam się zdecydować, czy zostać, czy wracać, więc latałam tam i z powrotem. Były to lata 90-te, dosyć trudny okres w Polsce. Brak perspektyw na ciekawą i dobrze płatną pracę po obronie dyplomu był czynnikiem decydującym o wyjeździe na stałe, czy też raczej na dłużej, jak się okazało.

 

Dlaczego zdecydowała się Pani na powrót do Polski?

 

Na moją decyzję złożyło się wiele czynników, tj. pandemia i poczucie ogromnej samotności i bezradności, z dala od rodziny, wypalenie zawodowe, ciągle rosnące koszty utrzymania w Nowym Jorku, ale chyba decydującym powodem były względy osobiste.

 

Jakie emocje Pani towarzyszyły w momencie podjęcia tej decyzji?

 

Emocje były różne, ale głównie była to radość i ekscytacja, choć nie obyło się też bez niepewności, czy aby dobrze robię.

Do niedawna, często słyszałam to pytanie - „dlaczego wracasz?” lub kiedy już wróciłam „dlaczego wróciłaś?” I za każdym razem, kiedy padało, zaczynałam się zastanawiać nad odpowiedzią - dlaczego. Jednak pewnego razu, w wywiadzie radiowym, Pani redaktor zadała mi pytanie – „do czego Pani wróciła” i wtedy poczułam, że w końcu padło właściwe pytanie. Gdyż powód nie jest aż tak istotny, jak to, czy ma się do kogo i do czego wrócić.

A zatem wróciłam do siebie, do domu, do rodziny, do przyjaciół, do kraju, który znam, ludzi których kocham, życzliwych, prawdziwych, nieskomplikowanych, do emocji i miejsc, które sprawiają, że czuję się bezpiecznie i mam poczucie przynależności. Moje życie zatoczyło krąg, który wiele razy okazywał się spiralą, aby dojść do punktu, w którym w końcu wiem, czego chcę, wiem jaka jestem, jaka chcę być i z kim chcę być. Po wielu latach doświadczeń i niepewności, wróciłam, aby poczuć pewność, że właśnie tu jest moje miejsce.

 

Jak się Pani przygotowywała do powrotu?

 

Decyzję podjęłam bardzo szybko, można by rzec spontanicznie, i termin wyjazdu również w planach nie był odległy. Decyzja zapadła w sierpniu, a plan był taki, że na Boże Narodzenie będę w Polsce. Nie spędzałam świąt w Polsce w gronie rodzinnym już od kilkunastu lat, a to zawsze był najtrudniejszy okres za granicą, dlatego chciałam spełnić swoje marzenia i spędzić święta z rodziną w rodzinnym domu. Plan niestety się nie powiódł, ponieważ przedłużyły się formalności związane ze sprzedażą domu. Kolejny plan na to, aby jeszcze chociaż kilka lat, czy miesięcy spędzić z moim tatą również się nie powiódł i moje marzenia o wspólnych chwilach legły w gruzach, ponieważ mój tata zmarł dwa tygodnie przed moim powrotem.

 

Czy pod względem formalnym był to długi proces? Jakie urzędowe sprawy musiała Pani zamknąć przed wyjazdem?

 

Nie był to długi ani skomplikowany proces. Przynajmniej teraz tak mi się wydaje. Byłam tam już tak długo, że chyba nauczyłam się załatwiać wszystkie sprawy i nie sprawiało mi to większego problemu. Musiałam oczywiście wszystko uporządkować, sprzedać dom, zakończyć sprawy służbowe, finansowe itd. Większość spraw udało mi się załatwić przed wyjazdem, ale część musiałam załatwić telefonicznie lub mailowo. Na szczęście mam tam nadal przyjaciółkę, która mi w tym pomogła. Najtrudniejsze było chyba spakowanie ponad dwudziestu lat w kilka pudeł i wysłanie rzeczy do Polski. Nie byłam w tym jednak sama, gdyż wraz ze mną na powrót do Polski zdecydowały się moje córki. Razem się pakowaliśmy i razem wyruszyłyśmy w drogę powrotną.

 

Ile czasu minęło między podjęciem decyzji o powrocie a faktycznym powrotem?

 

Jak wspominałam wcześniej, był to bardzo krótki okres. Decyzję podjęłam spontanicznie, będąc na dłuższych wakacjach w Polsce w sierpniu 2021 roku. Pewnego dnia, spędzając czas u moich przyjaciół na wsi, zdecydowałam, że chcę wrócić i mieć możliwość być tak szczęśliwa, jak się czułam w tamtej chwili już zawsze. Po powrocie z wakacji przeprowadziłam rozmowę z córkami i zaczęłyśmy przygotowania do wyjazdu. Moja starsza córka już od jakiegoś czasu namawiała mnie na wyprowadzkę z Nowego Jorku. Jak wspominałam, koszty utrzymania domu i życia z roku na rok stawały się w Nowym Jorku coraz wyższe. Rozważałyśmy przeprowadzkę do Polski lub na Florydę i wybór padł na Polskę. Był to mój wybór i tylko dla mnie się sprawdził, ponieważ moje córki nie odnalazły się w Polsce i w tej chwili mieszkają już na Florydzie.

 

 

Jak w USA wygląda proces zakończenia zatrudnienia?

 

Każdy stan w USA ma swoje regulacje dotyczące zatrudnienia i procesu zakończenia zatrudnienia. W stanie Nowy Jork, prawnie, ani pracodawca, ani pracownik nie jest zobowiązany do złożenia wypowiedzenia. Jednakże pracowałam w tej firmie prawie 10 lat i czułam się odpowiedzialna za program, którego byłam dyrektorem, oraz za ludzi, których zatrudniałam. Dlatego złożyłam wypowiedzenie na kilka miesięcy przed wyjazdem, aby dać sobie czas na uporządkowanie spraw, a współpracownikom na oswojenie się z moją decyzją, ponieważ było to dla wszystkich ogromne zaskoczenie.

 

Czy otrzymała Pani świadectwo pracy, dokumenty potwierdzające zatrudnienie?

 

Tak, otrzymałam list referencyjny, o który poprosiłam, jednak nigdy nie był mi on potrzebny, ponieważ żaden potencjalny pracodawca nawet o to nie pytał.

 

Jak się Pani czuje w Polsce? Czy nie żałuje Pani decyzji o powrocie?

 

W Polsce czuję się doskonale. Oczywiście, przechodziłam różne etapy adaptacji, od euforii, poprzez zwątpienie i depresję, aż do akceptacji i wewnętrznego spokoju, ale nawet przez moment nie pomyślałam, że żałuję swojej decyzji, że chciałabym ją cofnąć lub zmienić.

 

Co najczęściej przesądza o powrocie z tak długiej emigracji? Czy wśród Pani znajomych były takie przypadki i jakie były powody powrotów?

 

Myślę, że powody są różne, szczególne dla każdego człowieka. Z tego, co słyszę, zwykle decyzja o powrocie zapada w wieku emerytalnym. Wtedy większość Polaków decyduje się wrócić. Znam również osoby, które wróciły wcześniej, głównie z powodu nieustabilizowanej sytuacji emigracyjnej w Stanach Zjednoczonych. Zatem powodów jest zapewne tyle, ile osób powracających.

 

Czy będąc na emigracji warto pielęgnować język polski i integrować się z polskim środowiskiem?

 

Na pewno warto pielęgnować język, nie tylko ze względów sentymentalnych, ale również racjonalnych. Znajomość języków otwiera wiele drzwi do kariery. To właśnie dwujęzyczność umożliwiła mi znalezienie interesującej i dobrze płatnej pracy w Nowym Jorku.

Czy warto integrować się z polskim środowiskiem? Hmm... zarówno tak, jak i nie. Potrzeba integracji jest ogromna, tak samo jak potrzeba akceptacji. Ale tutaj bywa różnie. Polacy na emigracji są bardzo specyficzni. Nie integrują się tak bardzo jak inne narodowości i niezbyt chętnie sobie pomagają. Starałam się przełamać ten schemat i ilekroć mogłam, pomagałam rodakom. Zarówno zawodowo, jak również osobiście.

W pewnym środowisku udało mi się zbudować współpracę i przyjaźnie na lata. Kiedy dowiedziałam się o programie wczesnej interwencji i rozpoczęłam w nim pracę, rozpoczęłam proces rozpowszechniania informacji o tym programie w polskim środowisku. Trwało to wiele lat. Dotarłam do polskich lekarzy pediatrów, polskich przedszkoli, polskich rodzin, i krok po kroku budowałam polską część tego programu. Później wpadłam na pomysł, aby pomóc polskim nauczycielom. Wtedy nie było jeszcze mediów społecznościowych, więc zamieściłam ogłoszenie w polskiej gazecie, informując, że pomogę przebrnąć przez proces zdobycia kwalifikacji i certyfikacji nauczycielskiej rodakom z pedagogicznym wykształceniem z Polski. Zgłaszały się dziewczyny, którym pokazywałam tę drogę, którą sama przeszłam wcześniej, niestety bez niczyjej pomocy. Później te dziewczyny zatrudniałam jako wykwalifikowane terapeutki. Nasz "Polish team" działał doskonale przez wiele lat. Rozpoczęłam tę działalność w 2003 roku i pracowałam w tym programie i z "moimi dziewczynami" - jak je zawsze nazywałam - aż do wyjazdu.

 

Jak ocenia Pani działanie Polonii w Nowym Jorku?

 

Działania Polonii? Hmm... ja i mój zespół jesteśmy chyba tą Polonią. Działałyśmy prężnie przez wiele lat. Jednak działania organów oficjalnych są moim zdaniem mierne. Nie zauważyłam większego nacisku na integrację, pomoc, wsparcie. Kiedyś, jeszcze jako studentka, starałam się o wsparcie finansowe na studia, ale niestety nie otrzymałam go. Później prosiłam o pomoc w znalezieniu pracy, ale również nic z tego nie wyszło, więc nie mam dobrych doświadczeń. Zaniechałam proszenia o pomoc, wzięłam życie w swoje ręce i walczyłam o siebie sama.

Moja sytuacja była dosyć skomplikowana, ponieważ byłam samotną matką dwóch córek. Musiałam zatem pracować intensywnie, aby nas utrzymać. Emocjonalnie było to również trudne, ponieważ często nie potrafiłam poradzić sobie ze swoimi emocjami, a moje córki również przechodziły trudny okres, szczególnie zaraz po przyjeździe do Nowego Jorku. Tęskniły za dziadkami, koleżankami, rodziną w Polsce. Miały ogromny problem z odnalezieniem się wśród amerykańskich rówieśników, zrozumieniem ich zachowań, spotkały się również z niechęcią i odrzuceniem. Starałam się im w tym pomóc, jednak sama często byłam zagubiona, a ponadto zbyt chyba pochłonięta pracą, studiami oraz próbami ułożenia sobie życia osobistego.

Zawsze, przez te wszystkie lata, trzymałyśmy się razem, byłyśmy dla siebie wsparciem w tym trudnym, dziwnym i obcym świecie. Dlatego bardzo żałuję, że nie zdecydowały się na pozostanie w kraju. Przykro mi, że moja decyzja o powrocie doprowadziła do naszego rozstania, bardzo za nimi tęsknię i bardzo mi ich brakuje.

 

Czym zajmowała się Pani zawodowo w USA?

 

Do momentu ukończenia studiów pedagogicznych, pracowałam jako pracownik socjalny, potem przez kilka lat pracowałam jako terapeuta w programie nauczania specjalnego. Następnie, po ukończeniu studiów z zarządzania oświatą, zostałam dyrektorem tego programu.

Można zatem powiedzieć, że pracowałam w swoim zawodzie, ponieważ w Polsce jako magister filologii polskiej miałam zamiar pracować jako nauczyciel. Zmieniłam tylko nieco profil z polonistyki na pedagogikę specjalną i zajmowałam się pracą z dziećmi autystycznymi.

Największą jednak satysfakcję i przyjemność sprawiało mi kierowanie zespołem i zarządzanie programem. Myślę, że na stanowisku dyrektora programu odnajdywałam się najlepiej.

 

Jak odnalazła się Pani na polskim rynku pracy?

 

Och, to chyba było najtrudniejsze. To był ten moment, kiedy moje wyobrażenia zderzyły się z rzeczywistością. Byłam przekonana wracając do Polski, że skoro znalazłam dobrą pracę w obcym kraju, to u siebie nie będę miała z tym żadnego problemu. Jednak problem pojawił się i był ogromny. Wysłałam CV do około 300 firm, w całej Polsce. Pisałam też maile do wielu firm, osób i instytucji. Szukałam porad i konsultacji u wielu coachów i doradców zawodowych, odświeżyłam profil na LinkedIn, wysłałam informacje do wszystkich moich bliskich i dalszych znajomych. Rozpoczęłam również studia podyplomowe w najlepszej biznesowej uczelni w Polsce - Akademii Leona Koźmińskiego, aby podnieść swoje kwalifikacje, zapoznać się z rynkiem pracy w Polsce i rozwinąć sieć kontaktów biznesowych. Jednak nie dostałam wymarzonej pracy. Miałam kilka rozmów o pracę, ale głównie potencjalni pracodawcy interesowali się tym dlaczego wróciłam, bo po tym pytaniu rozmowa się kończyła. Niewielu było zainteresowanych moim doświadczeniem zawodowym czy kompetencjami. Doradcy zawodowi doradzili mi obniżenie kwalifikacji na CV i nieuwzględnianie wszystkich moich dyplomów. Na moment to zadziałało, gdyż pojawiła się oferta pracy, jednak nie była to absolutnie praca dla mnie.

Podjęłam pracę, na krótki okres, w jednej z lokalnych szkół językowych, ale było to bardzo nieprzyjemne doświadczenie. Po miesiącu zrezygnowałam z tej pracy. Przekonałam się, że młodzież polska nie jest taka grzeczna i dobrze wychowana, jak sobie wyobrażałam, a polski pracodawca niekoniecznie jest pracodawcą idealnym. Tu po raz pierwszy spotkałam się z jawną niechęcią wobec mojej osoby. Usłyszałam słowa pogardy na temat mojej decyzji o powrocie z ust dzieciaków, które tak naprawdę były tylko na wakacjach all-inclusive z rodzicami, a wyobrażały sobie, że wszystko o zagranicy wiedzą. Mogłabym pewnie próbować zmienić ich przekonania i próbować im uświadomić, że nie porażka skłoniła mnie do powrotu, ale uświadomiłam sobie, że już nic nikomu nie muszę udowadniać i nikogo do niczego przekonywać.

Następnie przez kilka tygodni pracowałam w firmie zajmującej się organizacją targów zagranicznych na stanowisku specjalisty do spraw obsługi klienta, również zagranicznego. Tak przynajmniej brzmiała oferta firmy. Jednak praca ta nie miała wiele wspólnego ani z zagranicą, ani z targami, raczej z pośrednictwem pomiędzy klientem a stolarzami budującymi stoiska targowe. Moje kompetencje interpersonalne i doskonała znajomość angielskiego, które były wymagane, okazały się zbędne. Tym razem próbowałam zostać nieco dłużej, aby moi znajomi nie pomyśleli, że ciągle mi coś nie pasuje, ale nie wytrzymałam. Poczucie monotonii i bezsensowności wykonywanych obowiązków oraz atmosfera w pracy były nie do zniesienia.

 

Jakie ma Pani doświadczenia z polskimi pracodawcami? Jak reagują na takie osoby jak Pani?

 

O tym pisałam już wyżej, moje doświadczenia są niezbyt dobre. Czułam się jak przybysz z innej planety, którego się ogląda z daleka, ale nie chce się do niego zbliżyć. Najbardziej jednak szokującym dla mnie doświadczeniem było to, że tak naprawdę nie wiedziałam, za jakie wynagrodzenie mam pracować. Nikt nie ujawnia stawki. Idzie się na rozmowę próbując jak najlepiej sprzedać siebie, a nie wiadomo za ile. Pytanie z serii „ile chce Pani zarabiać?” jest bardzo kłopotliwe, bo w praktyce to co się chce zarabiać nie jest nawet w przybliżeniu tym, co oferuje pracodawca.

Myślę, że moje wyobrażenie o zarządzaniu firmą i ludźmi różni się znacznie od tego, z czym spotkałam się w trakcie poszukiwania pracy w Polsce. Trochę za dużo, moim zdaniem, „prezesowania” wśród polskich pracodawców, a za mało zrozumienia, że bez pracowników firma nie istnieje i nie będzie komu prezesować.

 

Jak ocenia Pani proces zakładania i prowadzenia działalności gospodarczej w Polsce?

 

Moje nieprzyjemne i wręcz traumatyczne doświadczenia związane z poszukiwaniem pracy skłoniły mnie do założenia własnej działalności. I tutaj spotkały mnie same miłe niespodzianki, takie jak dotacje na założenie działalności, obniżona opłata ZUS na początek działalności czy zwolnienie od podatku dla osób powracających z zagranicy.

Właśnie rozpoczęłam własną działalność, zajmuję się uczeniem angielskiego, głównie dorosłych i młodzież, i mam zamiar ją rozwijać. Na tym gruncie również spotykam się z wieloma niejasnymi dla mnie sytuacjami, jednak mam ogromne wsparcie i pomoc ze strony przyjaciół i rodziny. Szczególnie jedna z moich przyjaciółek pomaga mi wytrwale we wszystkim i to jej zawdzięczam przetrwanie najtrudniejszych chwil.

 

Co mogłaby Pani poradzić osobom, które myślą o reemigracji, ale boją się tak dużej zmiany?

 

Myślę, że teraz z perspektywy czasu poradziłabym, aby rozejrzeć się za pracą przed powrotem. Jednym z rozwiązań może być znalezienie pracy w amerykańskiej firmie na polskim rynku, co może okazać się optymalnym rozwiązaniem na początek. Jest to moja rada dla osób, które podejmują decyzję o powrocie rozważnie i racjonalnie, z uwzględnieniem aspektów ekonomicznych.

Jednak jeśli chodzi o sferę emocjonalną, która mną kierowała, to radziłabym się nie bać! Jeśli ktoś zaczyna rozważać zmianę i powrót, to znaczy, że nie jest szczęśliwy i czas na zmiany. Nie warto dla względów ekonomicznych poświęcać własnych potrzeb emocjonalnych czy duchowych. Jeśli czuje się, że szczęście może być gdzieś indziej, to trzeba go tam szukać. Często emigrantom towarzyszy lęk, wręcz chroniczne poczucie lęku, braku bezpieczeństwa, tęsknoty za domem, wtedy nie ma co się zastanawiać, trzeba wracać! Pisałam o tym na moim blogu, o śnie emigranta. Warto się zastanowić, czy mi się ten sen śni i jeśli tak, co oznacza. Mój sen, a raczej koszmar senny, skończył się w momencie, kiedy po raz pierwszy obudziłam się w moim rodzinnym domu. Wtedy poczułam się w końcu bezpiecznie! I tak się czuję codziennie – bezpiecznie i u siebie! To poczucie bezpieczeństwa jest bezcenne, ale nie zrozumie tego nikt, kto nie przeżył emigracji.

 

Już o to częściowo pytałem, ale jakie największe plusy i minusy powrotu, by Pani wymieniła?

 

Minusów chyba nie ma. Jedynym był problem znalezienia pracy, ale po założeniu własnej działalności już go rozwiązałam. A plusów jest mnóstwo – rodzina, przyjaciele, dom rodzinny, poczucie przynależności, poczucie bezpieczeństwa, poczucie spełnienia.

 

 

Na koniec chciałem zapytać o Pani plany na przyszłość. Wiem, że kończy Pani studia w Polsce. Co dalej?

 

Studia to jest mój dodatek do życia, a raczej mój sposób na życie, bo kiedy nie wiem co robić, robię studia. To był już kolejny kierunek, po to tylko, aby spełnić marzenie o studiowaniu na Koźmińskim. Początkowo myślałam, że pomoże mi to również w znalezieniu pracy, jednak niestety nie pomogło. Chociaż może to i dobrze, bo nie odważyłabym się założyć własnej działalności i w końcu robić to, co chcę i żyć tak jak chcę.

Plany... cóż, jest ich mnóstwo. Planuję nadal rozwijać działalność, pewnie w przyszłości ją rozszerzę. Myślałam też o kolejnych studiach, ale muszę zorganizować fundusze, słyszałam o bonach na dokształcanie, więc może jak je zdobędę, będę się dalej kształcić, no i nadal podróżować, poznawać nowych ludzi, cieszyć się czasem spędzonym z rodziną i przyjaciółmi, cieszyć się życiem. Tego życzę wszystkim – odwagi do zmiany, kiedy poczują, że taka zmiana jest im potrzebna. A tym, którzy się wahają, czy wracać – mówię – wracajcie! W Polsce jest pięknie – szczególnie latem!

 

Justyna Wincko ponad 20 lat temu wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Pracowała tam jako nauczyciel w programie edukacji specjalnej. Stworzyła polską część tego programu i pomagała polskim rodzinom zmagającym się z problemem wychowywania dzieci specjalnej troski. Po kilku latach została dyrektorem tego programu. Szkoliła i zarządzała zespołem dwujęzycznych terapeutów. Po 25 latach na obczyźnie zdecydowała się na powrót. W Polsce prowadzi działalność gospodarczą i udziela lekcji języka angielskiego: https://www.facebook.com/profile.php?id=100090191913388

 

Rozmawiał Wojciech Napora (Powroty.gov.pl)