Powrót

Mądrości zaklęte w przysłowiach

Artykuł zgodny ze stanem prawnym na dzień: 2024-01-15

Przysłowia są mądrością narodu. Dlaczego? Bo w zwięzły sposób przekazują ostrzeżenia, mądrości czy wskazówki życiowe. Są przysłowia, np. „Jeszcze się taki nie urodził, żeby wszystkim dogodził”, które nie wymagają wyjaśnień. Od razu wiadomo o co chodzi i jaką mądrość przekazują. Są jednak i takie przysłowia, których znaczenie i przesłanie trzeba poznać. Z wieloma z nich wiąże się jakaś anegdota lub wydarzenie. Opisujemy kilka przysłów, których znaczenie łączy się z ciekawą historią.

Oprócz tego, że przysłowia są mądrością narodu, są też częścią kultury i tradycji ludowej. A te warto pielęgnować, bo przekazują wiedzę o naszych przodkach. Przysłów bardzo często używamy w codziennej rozmowie, ale rzadko zastanawiamy się, jaka historia się za nimi kryje, co dokładnie znaczą. O jaką kobyłkę u płota chodzi? Co Zabłocki robił z mydłem, że źle na tym wyszedł? Jaki ogarek należy się diabłu? I dlaczego ktoś umiera w butach? Zapraszamy do lektury barwnych historycznych opowieści o polskich mądrościach ludowych zaklętych w przysłowiach.

 

„Umarł w butach”  

Powiedzenia tego używamy, gdy mówimy o sytuacji beznadziejnej, bez wyjścia. Jedna z wersji pochodzenia tej frazy odnosi się do nagłego i nieszczęśliwego zdarzenia, które zaskoczyło mówiącego tak jak stał, w ubraniu i butach właśnie. Sytuacji tej nie dało się już zmienić, stąd słowo umarł.  

Inna wersja pochodzenia „umarł w butach” łączy się z dawnymi torturami. W Słowniku Języka Polskiego możemy przeczytać, że „ma ona związek z dawnym wyrażeniem buty żelazne oznaczającym kajdany zakładane skazańcowi na nogi.”

Kajdany czy też rodzaj imadeł służyły do miażdżenia stóp (stąd w powiedzeniu „buty”) lub goleni. Tortury te często kończyły się śmiercią, dlatego mówiło się, że skazaniec umarł w butach.

 

Słowo się rzekło, kobyłka u płota

To przysłowie (w innej wersji: Słowo się rzekło, kobyła u płotu) przypomina, że trzeba dotrzymywać słowa, skoro się coś obiecało. Z tym powiedzeniem wiąże się anegdota z udziałem szlachcica Jakuba Zaleskiego i króla Jana III Sobieskiego. Otóż ów szlachcic spod Łukowa przyjechał do Warszawy, aby wyprosić u króla starostwo po swym zmarłym bracie. Króla nie było wówczas na zamku, bo polował. Zaleski wracając do domu natknął się na myśliwego, którego uznał za dworzanina i opowiedział mu, po co był w Warszawie. Dworzanin zapytał go, co zrobi jeśli król mu odmówi. Zaleski odparł, „to niech pod ogon moją kobyłę pocałuje”. Kiedy szlachcic w końcu trafił przed oblicze króla, zorientował się w pomyłce. Król przypomniał mu jego słowa. Na co szlachcic odrzekł właśnie „Słowo się rzekło, kobyłka u płota”. Rozbawiony król wysłuchał prośby szlachcica i jego sprawę rozpatrzył pozytywnie. Dzięki temu mamy dziś przysłowie, które przypomina o tym, że słowa należy dotrzymywać, bez względu na okoliczności.

 

Wyjść jak Zabłocki na mydle

To przysłowie uczy nas, że kombinowanie (w negatywnym tego słowa znaczeniu) oraz obchodzenie przepisów, może się źle skończyć. „Ktoś, chcąc coś zyskać, podjął jakieś działanie, które okazało się niewłaściwe i zamiast korzyści przyniosło stratę” - czytamy w Wielkim Słowniku Języka Polskiego. Kim był Zabłocki i dlaczego w przysłowiu pojawia się mydło?

Cyprian Franciszek Zabłocki (1792–1868), bo o niego tu chodzi, to polski ziemianin, który wsławił się oryginalnymi inwestycjami, które miały przynieść mu wielkie pieniądze (niewielkim kosztem), a kończyły się plajtą.

I to właśnie od jednej z takich inwestycji wzięło się najprawdopodobniej to powiedzenie. Zabłocki postanowił wzbogacić się na produkcji mydła w swoim majątku. Towar planował korzystnie sprzedać za granicą. Aby jednak zwiększyć zysk, postanowił ominąć opłatę celną i oszukać pruskich celników. Mydło miało być transportowane Wisłą do Gdańska, a stamtąd dalej statkiem przez morze. Na granicy z Prusami Zabłocki kazał wyrzucić skrzynie z ładunkiem do rzeki. Skrzynie przymocowano do barki, niewidocznej dla celników, i transportowano pod wodą. Nie trudno się domyślić, że powodem niepowodzenia planu Zabłockiego były nieszczelne skrzynie. Mydło w kontakcie z wodą rozpuściło się i ziemianin zamiast dużo zarobić, wszystko stracił.

 

Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek

„Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek” mówimy mając na myśli postępowanie kogoś, kto chce pogodzić dwie sprzeczne racje moralne. Gdy ktoś - ze względu na własny interes - chce zadowolić dwie przeciwstawne strony. Najczęściej tego przysłowia używamy, gdy wyrażamy dezaprobatę. Jego synonimami są: „Bogu służ, a diabła nie gniewaj”, „Do Pana Boga się módl, a diabła nie obrażaj”, „I wilk jest syty, i owca cała”.

Przysłowie to jest znane już od średniowiecza. W „Namowach rozlicznych” z 1527 pojawia się w wersji „Ani ty Bogu świeczki, ani diabłu ożega”. Ożóg to niedopałek łuczywa, później zamieniony w przysłowiu na ogarek, czyli niedopałek świecy. O powstaniu tego powiedzenia opowiada jedna z ludowych legend. Przedstawia ona kowala, który pstryka w nos diabła, a Chrystusowi zapala świeczkę. Obrażony diabeł doprowadza do oskarżenia kowala o okradzenie kościoła i skazania go na szubienicę. Kowal, aby uniknąć śmierci prosi diabła „Ej, zmiłuj się czarcie, wybaw mnie z tej biedy, już i tobie świeczkę zapalę”.

 

Pieczone gołąbki nie wlecą same do gąbki

Przysłowie to uczy nas, że niczego się nie osiągnie bez wysiłku i pracy. Jego synonimem jest inne znane przysłowie „Bez pracy nie ma kołaczy”. Natomiast jego antonimem (przeciwieństwem) jest powiedzenie „Czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy”. Jak czytamy w Encyklopedii PWN przysłowie to nawiązuje do średniowiecznej bajki o szczęśliwej krainie beztroskich darmozjadów, próżniaków, obżartuchów i wałkoni, gdzie nikt nie pracuje, po niebie latają pieczone gołębie, płoty są z kiełbas, domy z pierników, w rzekach płynie miód i mleko itd.

 

Zbić kogoś z pantałyku

Tego powiedzenia używamy w znaczeniu, zbić kogoś z tropu, pozbawić go pewności siebie. I w zasadzie wszystko jest jasne, poza słowem pantałyk, które budzi wątpliwości. Jak wyjaśnia prof. Rafał Zarębski z Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Łódzkiego, dawniej pantałyk oznaczał patyk, kij, laskę używaną do podbijania piłki. Pochodzenie wyrazu nie jest pewne, najczęściej jednak wskazuje się na proweniencję rosyjską, ponieważ powiedzenie ma swój analogiczny rosyjski odpowiednik sbit' s pantałyku. Niektórzy dopuszczają pochodzenie ukraińskie pantalik 'pętla', włoskie puntały, puntaliki od puntale 'trzpień, czyli kolec w klamrze', bawarskie pantl 'pętla, problem do rozwiązania' albo orientalne (np. tureckie - w języku tureckim występuje wiele wyrazów na -łyk, np. szaszłyk, tur. szaszłyk 'potrawa z mięsa' lub azerbejdżańskie pand i przyrostek -lik 'chytrość, wiedza').

Prawdopodobnie pierwotnie zwrot zbić kogoś z pantałyku miał związek z dawną grą polegającą na podbijaniu piłki kijem lub laską, nazywanej patołąkiem lub patołączą (pantałyk byłby więc zmienionym brzmieniowo wyrazem patałąk). Współczesna forma frazeologizmu powstała - jak informuje Agnieszka Piela w Słowniku frazeologizmów z archaizmami - z dawniejszego zbić (piłkę), spaść z patołąku, co znaczyło kiedyś 'pozbawić kogoś piłki', a przenośnie 'pozbawić kogoś pewności siebie'.

 

Anonimowe, przez wieki przekazywane z ust do ust, przysłowia ludowe przetrwały do dziś. Dzięki temu możemy korzystać z ich mądrości i stosować się do niektórych zaleceń, by nie wyjść na czymś jak Zabłocki na mydle.

 

Wojciech Napora (Powroty.gov.pl)

 

Źródło:

Uniwersytet Łódzki.

Słownik Języka Polskiego PWN.

Encyklopedia PWN.

Wielki Słownik Języka Polskiego.

Wikipedia.