Назад

"Trzymajmy się mocno za ręce". O reemigracji i szoku powrotnym

Artykuł zgodny ze stanem prawnym na dzień: 2018-10-17

W 2017 roku po raz pierwszy od lat więcej Polaków zdecydowało się na powrót do kraju niż na wyjazd. Czy polskie szkoły nadążają za tym trendem? Czy są na to przygotowane? Rozmawiamy z Aleksandrą Hytroś-Kiwałą, psychologiem.

To jak to jest? Czy polski system edukacyjny jest gotowy na uczniów z zagranicy?

- Kiedy rozmawiałam z lokalnym kuratorium na temat dzieci dwujęzycznych w szkole, urzędnicy nie widzieli tego, o czym mówiłam. Nie mieli danych ze szkół o tym, ile dzieci „powracających” faktycznie jest na miejscu; byli zaskoczeni, kiedy mówiłam, że jest fala powrotna. Z dalszej rozmowy udało nam się ustalić, że szkoły bezpośrednio radzą sobie z dziećmi powracającymi, a jak jest generalnie, to trudno powiedzieć. Nie wiem jednak nic na temat scalonych programów dotyczących adaptacji dzieci wielokulturowych i wielojęzycznych.

Z mojego doświadczenia wynika, że uczeń w polskiej szkole musi dostosować się do reguł tam panujących. Szkoły uważają, nauczone przez lata, że jest to wystarczające. Nauczyciele są pomocni, natomiast rozumienie wielokulturowości jest według mnie nadal w powijakach. Być może osoby mieszkające w większych miastach mają inne doświadczenie.

Teraz jest tak, że rodzice, chcąc pomóc dziecku nie zatracić języka i bogactwa kulturowego, robią to często na własną rękę; kontaktują dziecko z nauczycielem native speaker, wybierają szkoły dwujęzyczne, często za nie płacąc i utrzymują kontakt z bliskimi za granicą.

Jak rozsądnie odróżnić nostalgię za czymś, czego nie ma (idealizowany po latach obraz kraju dzieciństwa, obraz Polski tylko wakacyjnej, z zarobkami z Irlandii, z perspektywy wczasowicza) od tego, że faktycznie chcielibyśmy żyć w tej Polsce, jaka jest obecnie?

- Pewnie nie ma reguły. Najlepiej dać sobie czas, sprawdzić, dobrze prześledzić rynek pracy, porozmawiać o standardzie życia naszych bliskich, popatrzeć w jaki sposób ludzie robią zakupy, na co mogą, a na co nie mogą sobie pozwolić. Ustalić priorytety i wiedzieć, co jest ważne dla nas w dłuższej perspektywie. Każdy z nas takie rozliczenie zrobi osobiście i podejmie decyzję, z konsekwencjami której będzie sobie radzić. Dla jednych powrót będzie najlepszą decyzją życia, poczują, że mają kontakt z korzeniami, tradycją, rodziną i na tej bazie będą budować życie. Inni ludzie natomiast poczują, że chcą zostać za granicą, znajdując argumenty łatwiejszego życia, lepszej kariery dla dzieci i lepszego startu dla nich jako bardziej przemawiające. Podejmując decyzję, zapewne będziemy balansować między jedną a drugą stroną, dopóki któraś nie przeważy. Czasem jakieś wydarzenie losowe pomaga przeważyć szalę i skończyć huśtawkę niepewności.

Na jaką pomoc mogą liczyć polscy rodzice, przyprowadzając dziecko zza granicy do polskiej szkoły?

- Na pomoc w wyrównaniu zaległości z języka polskiego, na oszacowanie umiejętności dziecka i rozmowę na temat tego, do której klasy powinno ono pójść i czy poradzi sobie z wymaganiami edukacyjnymi. Na współpracę z poradnią psychologiczno-pedagogiczną. Jeśli dobrze trafimy na nauczyciela, to także na wyrozumiałość, troskę i cierpliwość, czasem na indywidualny tok nauczania z języka (w rozporządzeniu taka pomoc dotyczy uczniów uzdolnionych).

W raporcie „Nie-łatwe powroty”, który można znaleźć w internecie, zwrócono uwagę na brak systemowych pomysłów i rozwiązań problemów tej grupy. Podejrzewam, że indywidualne szkoły mogą mieć wypracowane własne rozwiązania, ale o to trzeba pytać, szukając placówki odpowiedniej dla dziecka. Szkoły dwujęzyczne odpowiadają na więcej tego typu potrzeb. Jest też szansa, że placówka może stworzyć oddziały dwujęzyczne, warto więc pytać o to, co konkretne miejsce może zaproponować.

Trudno jest na pewno generalizować, ale jak ogólnie takie dzieci są przyjmowane przez rówieśników?

- Moje doświadczenie mówi, że znów jest tu kwestia losowa. Zawsze osoba nowa pojawiająca się w klasie budzi wiele uczuć w dzieciach. To, czy te niepokoje stopniowo zmienią się w przyjaźń i akceptację, czy też doprowadzą do wykluczenia dziecka, zależy od wielu czynników.

Od roli nauczyciela, filozofii szkoły, a także mieszanki uczniów i ich osobowości w konkretnej klasie, a także tego, jak ta nowa osoba wpisze się w dotychczasową kulturę grupy. To, czy klasa otwarta jest na nowości i ciekawa ich, czy raczej podchodzi do nowości z poczuciem zagrożenia.

Generalnie te same procesy dotyczą miejsc pracy i sąsiedztwa. W naszym przypadku, syn musiał skonfrontować się z agresją jednego kolegi i próbą wykluczenia go, ale na szczęście z naszą pomocą, pomocą nauczyciela i pedagoga sytuacja uspokoiła się dość szybko i w konsekwencji poztywnie rozwiązała. Wymagało to jednak sporej cierpliwości, umiejętności negocjatorskich i mądrości nauczyciela. Wiem też o sytuacjach, w których lepiej dla ucznia jest zmienić klasę bądź szkołę, ale też o takich, w których dziecko odżywa i czuje się bardzo dobrze.

Czy jest jakiś wiek, etap w życiu dziecka bardziej sprzyjający przeprowadzkom i taki, kiedy lepiej poczekać?

- Na pewno okresy przedegzaminacyjne nie sprzyjają przeprowadzkom. Także okresy nastoletnie, kiedy nastolatek upiera się, by pozostać za granicą. W polskim systemie szkolnym nauczyciele zwracają uwagę na duży skok edukacyjny po 3. klasie, przy przejściu z nauczania początkowego do klasy 4.; mówią, że dzieci potrzebują czasu na dostosowanie się do tej zmiany i że wymagania edukacyjne są naprawdę większe. Znam jednak dzieci, które rozpoczęły naukę od klasy 4. i dobrze sobie radzą. Kładę tu nacisk na indywidualność każdej z sytuacji.

W Polsce, jeśli dziecko napotyka trudności w adaptacji, zawsze może korzystać z pomocy nauczyciela i konsultacji nauczycielsko-rodzicielskich, współpracy pedagoga, poradni psychologiczno-pedagogicznych, a także Poradni Zdrowia Psychicznego Dzieci i Młodzieży. W jednej z takich poradni pracuję ja także, spotykając się z dziećmi powrotowymi, pomagając im psychologicznie poradzić sobie z readaptacją i zrozumieniem zmian kulturowych.

Jak warto przejść przez ten proces? Jedni przeprowadzają się niemal z dnia na dzień, inni na okres próbny... Kiedy warto zacząć takie przygotowania, jeśli mamy na to czas i jakie kroki podjąć?

- Warto wtedy, kiedy czujemy, że to jest nasza, suwerenna, niezależna decyzja, którą chcemy podjąć. Życie jednak czasem nie daje nam wyboru. Nieraz decyzja podejmowana jest ze względu na trudności rodzinne, na utratę bądź chorobę bliskich, na zmianę sytuacji finansowej i mieszkaniowej.

Czasem ludzie lubią systematycznie przygotować się do powrotu - bywa, że cały pobyt za granicą jest wielkim przygotowaniem, zakupem mieszkania, budową domu itd. Część ludzi powraca do wynajmowanego mieszkania. Nie wiem, co warto zrobić konkretnie, ale na pewno warto wiedzieć, że po powrocie z dziećmi ważny będzie czas na pomoc im w ogarnięciu nowej rzeczywistości i cierpliwość, by wszystko powoli na nowo poukładać - znaleźć mieszkanie, pracę, nawiązać nowe znajomości. Potrzebne będzie to nam, ale też naszym dzieciom. Stąd realizm, cierpliwość i życzliwość na pewno są pożądane.

Jak przygotować dziecko na pierwszy dzień w polskiej szkole? Jak rozmawiać o trudnościach?

- Powiedzieć, że rozpoczynamy w szkole nową przygodę i że na razie nikt z nas nie wie jak ona się rozwinie, stąd dobrze, by dzieci miały zaufanie i rozmawiały z nami o tym, co im się podoba, co nie. Jakie widzą różnice, z czym potrafią sobie poradzić, a co wymaga naszej pomocy. Zapewnić, że pozostajemy w kontakcie z nauczycielem i faktycznie w nim być - szczególnie w tym pierwszym okresie, kiedy trzeba nam będzie wyjaśniać różnice kulturowe naszego dziecka i jego zachowanie, które czasem będzie widziane pozytywnie, a czasem poprzez to, że odbiega od normy, będzie piętnowane.

Swobodna rozmowa z nauczycielem pomoże nam rozbić zawczasu niepotrzebnie narastające napięcia. Musimy pamiętać, że każda kultura ma swoje założenia i interpretuje pewne zachowania niejako „z automatu”. Mój syn, zachowując się z polskiej szkole tak swobodnie co w irlandzkiej, często był rozumiany opacznie i było mu przykro widzieć oburzenie, którego nie rozumiał. Zresztą my jako dorośli - jeśli weszliśmy już w kulturę small talk, nauczyliśmy się otwartości, mikro-gadania z obcymi, uśmiechania się na ulicy - też nie do końca jesteśmy widziani pozytywnie, czasem wzbudzamy podejrzenia. Jestem jednak zdania, że z biegiem czasu i przy obopólnej dobrej chęci można się dogadać i lepiej rozumieć. Chciałabym, żeby powracający dzieci i dorośli mogli też ubogacić polską kulturę w cechy inne, ciepłe pozytywne i życzliwe. Mam nadzieję, że stopniowo będzie ta zmiana postępowała.

Czytam, że „szok powrotny - definiowany jako zespół trudności adaptacyjnych po powrocie z zagranicy (z ang. reverse culture shock) dotyka niemal wszystkich wracających do ojczyzny emigrantów”. Mogłabyś przybliżyć czytelnikom to zjawisko? I jak robić, gdy już dopadnie i nas?

- Trzymać się mocno za ręce i starać się rozumieć i wspierać tak jak umiemy. Nie budować niepotrzebnych presji, ale dodawać otuchy i pomagać w działaniu, szukaniu pracy, nawiązywaniu znajomości, wiciu nowego gniazda. Wiedzieć, że reemigracja związana jest też z żałobą po stracie poprzedniego miejsca i dużym stresem. Trzeba sobie zdawać sprawę, że żałoba musi trwać i że będziemy przeżywać tak dużo uczuć, że czasem trudno nam od razu będzie ruszyć całkiem z kopyta. W tej fazie możemy przeżywać dołki, tęsknić, ale też bać się, czy damy sobie radę. Wiedzmy jednak, że przy wzajemnym wsparciu będzie te uczucia łatwiej przejść.

Myślę też, że możemy liczyć się z tym, że będziemy już zawsze trochę „inni”. Doświadczenia emigracji rozszerzają horyzonty na tyle, że trudno już wrócić do jednokulturowego widzenia świata.

Najbliżsi i znajomi, którzy nie mają za sobą doświadczenia emigracji, zwyczajnie nie rozumieją, co przeżywamy – gdzie zatem szukać wsparcia?

- W grupach wsparcia, a jest ich sporo, wśród ludzi, którzy mogą nas lepiej zrozumieć. Nie poddawajmy się, kiedy zostaniemy źle ocenieni (co niestety w Polsce jest częste), ale szukajmy dalej. Niestety bywa, że rodziny reagują na nasza inność obronnie, widzą zadawane przez nas pytania jako atak na to, co wypracowali jako jedyne i dla nich naturalne. Bywa, że rodzina, za którą tęskniliśmy, wygląda z bliska inaczej. Czasem rodziny nie chcą się zmieniać, brak im elastyczności i są gotowe akceptowac tylko to, co dla nich dobre. Wówczas generuje się dużo bólu i rozczarowania. Pobyt za granicą pozwolił nam mieć dystans, który też odsunął nas od problemów najbliższych. Będąc blisko, ponownie uczymy się renegocjacji naszego miejsca, ustalamy granice i zaznaczamy to, kim jesteśmy.

Czasem rodziny mogą zaakceptować taki proces, a czasem nie - wszystko zależy od wzajemnej dobrej woli i umiejętności relacyjnych. W bliskości już nie opieramy się tylko na słowach i opiniach, ale na tym, co czujemy w kontakcie z innymi.

Dla nas Polska jest doskonale znana, jest naszą ojczyzną. Dla dziecka to prawie obcy kraj... Jak go oswajać, zarówno przed, jak i po powrocie do kraju?

- Wiedzieć, że takie są fakty. Że zmiana dla dziecka ma mniej nostalgicznych uczuć, a więcej uczenia się od nowo. Warto więc uczestniczyć w tym uczeniu się i być gotowym pomóc tam, gdzie nasza pomoc będzie niezbędna.

Co, jeśli się “nie przyjmiemy”, jeśli powrót okaże się błędem? Jak odróżnić szok adaptacyjny, który z tego, co wiem, może trwać do 1,5 roku, od faktów, czyli tego, że faktycznie Polska niekoniecznie jest miejscem dla nas.

- Pewnie dać sobie czas na rozeznanie. Trzymać się mocno za ręce, pomagać sobie i zderzać się z rzeczywistością taką, jaka jest. A jeśli okaże się, że to nie jest miejsce dla nas, być gotowym coś zmienić, bądź pogodzić się z tym, że niewygody istniejące w kraju są częścią naszej rzeczywistości, z którą chcemy się pogodzić, a może i powoli zmieniać.

Aleksandra Hytroś-Kiwała – prowadzi w Rzeszowie terapie dzieci i młodzieży w języku polskim i angielskim. Pracuje w ZOZ nr 2 oraz Stowarzyszeniu Bruno. Stworzyła Women Group in Higheels and Flats oraz grupę na Facebooku Dzieci Dwujęzyczne w Polsce.

Rozmawiała Aneta Kubas, źródło: Londynek.net