Back

Z powrotem w Polsce [WYWIAD]

Na emigracji spędziła dwie dekady. Pragnienie, by jej córka wychowywała się w Polsce sprawiło, że zdecydowała się na powrót. Nam Agata Szałańska opowiada o powrocie - swoim i dziecka, i o tym, jak ułożyła sobie życie w Polsce.

Jak rozpoczęła się Pani emigracyjna przygoda?

Prawie 22 lata temu, parę miesięcy po maturze, wpadłam na pomysł, żeby wyjechać na rok do Włoch i zarobić jakieś pieniądze, może na studia. Wszyscy wtedy jeździli do Włoch. Moja babcia miała znajomego księdza, który załatwił mi pracę u rodziny z dwójką dzieci. Wytrzymałam tam tydzień. Poznałam ludzi, u których się zatrzymałam i w efekcie u nich zamieszkałam. Pracę znalazłam jako sprzątaczka, w Italii trudno o coś innego. Niestety od tamtego czasu niewiele się zmieniło w tej kwestii.

Po prawie 10 latach pobytu na emigracji podjęłam naukę i ukończyłam 3-letnią prywatną szkołę kosmetyczną w Rzymie, po czym zaczęłam pracować jako kosmetyczka.

Co spowodowało, że zdecydowała się Pani na powrót?

W 2009 roku urodziła się moja córka i to wtedy zaczęłam myśleć o powrocie.

A ostatecznie zdecydowałam się, jak dziecko skończyło 6 lat i ukończyło pierwszą klasę szkoły podstawowej  włoskiej i polskiej przy ambasadzie.

Czy miała Pani jakieś obawy lub oczekiwania związane z powrotem?

Polskę odwiedzałam regularnie, więc po powrocie nic mnie specjalnie nie zdziwiło. Największe obawy dotyczyły tego, czy dam radę znaleźć pracę, na początek jakąkolwiek, oraz tego, czy będę miała gdzie mieszkać.

Powrót bywa dla niektórych trudny również z tego względu, że rodzina i bliscy nie potrafią zrozumieć przez co przechodzi osoba powracająca. Jak to było w Pani przypadku?

Jeżeli chodzi o relacje rodzinne, to zawsze były one zażyłe. Pochodzę z dużej rodziny i zawsze pomimo odległości byliśmy ze sobą blisko. Po powrocie bardzo mnie wspierali.

Czy miała Pani takie chwile, kiedy żałowała podjętej decyzji i zastanawiała nad powtórną emigracją?

Podjęcie decyzji o powrocie nie było łatwe, bo przez 22 lata można już sobie ułożyć życie. I chociaż jestem rozdarta pomiędzy dwoma krajami, bo Włochy, trzeba przyznać, też stały się moim drugim domem, i chociaż myślę z łezką w oku o tym, co tam zostało (mam na myśli głównie przyjaciół), to nie żałuję tego, że wróciłam. Być może taka też moja natura, jak już coś postanowię, to nie rozpamiętuję, bo może boleć.

Jak dokładny miała Pani plan na powrót?

Planów na przyjazd nie miałam właściwie żadnych, jedynie te odnośnie miejsca zamieszkania. Pochodzę z małego miasta na Podkarpaciu i nie było po co tam wracać. Zamieszkałam 100 km od domu. Miałam to szczęście, że pracę znalazłam szybko, pomogła mi oczywiście rodzina. Nie zarabiam dużo i nie pracuję w zawodzie, ale zdecydowałam się na tę pracę ze względu na to, że mogę mieć czas dla córki. 

Nie snuła Pani planów, a czy próbowała Pani siebie lub córkę przygotować mentalnie do przeprowadzki? Jak ona zniosła tak dużą zmianę?

Na forach internetowych czytałam o powrotach, najlepiej czerpać z doświadczeń innych ludzi, chociaż są różne.

Ze względu na to, że córka miała regularny kontakt z rodziną w Polsce, nie miała żadnych problemów z adaptacją. Nie mogę jednak ukrywać, że nie przeżywała rozterek. W Rzymie zostawiła przyjaciół, z którymi była bardzo związana. Czasem razem sobie popłakiwałyśmy. Córka ma dopiero 7 lat i cieszę się, że swoje życie będzie budować tutaj, można powiedzieć od podstaw. Im dłużej zostałaby tam, tym bardziej bolesny byłby powrót. Chciałam jej tego oszczędzić.

Ona bardzo chciała mieszkać w Polsce. Nie mogła się już doczekać, kiedy w końcu zjedziemy. W szkole radzi sobie dobrze, bo jak już wspomniałam, mówi po polsku bardzo dobrze, nie mniej jednak potrzeba trochę czasu, żeby przywykła do różnic, jakie są.

Tłumaczyła Pani córce, co się wydarzy i dlaczego? W jaki sposób przygotowywała ją Pani do tej zmiany?

Dużo z córką rozmawiałam na temat tego, że będzie inaczej. Myślę jednak, że nie można się na wszystko przygotować. Trzeba się po prostu przyzwyczaić do nowej rzeczywistości, która wcale nie musi być gorsza, potrzeba tylko trochę czasu i trzeba go sobie dać. Widzę po dziecku, że bardzo tęskni za przyjaciółmi, ale choć byśmy chcieli, nie uchronimy dzieci przed życiem, muszą też nauczyć się same sobie radzić. Jeśli jest ciężko, można zasięgnąć rady psychologa

Jak ocenia Pani swoje życie na emigracji i w Polsce po powrocie? Gdzie czuje się Pani lepiej?

Italia to przepiękny kraj i nie potrzebuje reklamy. Ludzie są, mam wrażenie, trochę bardziej zrelaksowani, bardziej uśmiechnięci niż u nas. Polacy żyją w takich ramach, za które boją się wyjść, bo „nie wypada”.

Dzisiaj jestem już innym człowiekiem, czuję się teraz trochę jak na emigracji, bo muszę od początku przywyknąć do tego, co w Polsce. Jeżeli żałuję tego życia spędzonego w Rzymie, to tylko dlatego, że wiąże się to z tęsknotą za tym drugim domem, za klimatem, za jedzeniem, za ludźmi. Ale nie żałuję, że wróciłam. Mam nadzieję, że w Polsce moja córka będzie miała lepsze życie i nie mam tu na myśli względów ekonomicznych, bo nie one w życiu są najważniejsze.

I na koniec zapytam jeszcze, czy jest coś, co chciałaby Pani przekazać wszystkim, którzy zastanawiają się nad powrotem z emigracji?

Powracającym mówię, żeby się nie bać. Jeżeli czują, że tam już nie ma sensu być z jakiegokolwiek powodu, trzeba zaryzykować. Kto nie ryzykuje, ten nie żyje. W życiu bardzo ciężko jest podjąć tę właściwą decyzję, ale trzeba próbować, szukać, zmieniać. Ja mam nadzieję, że już znalazłam swoje miejsce na Ziemi.

Agata Szałańska – Kilka miesięcy po maturze zdecydowała się wyjechać na rok do Włoch. Zarobić na studia i wrócić. Pracowała jako sprzątaczka, w międzyczasie ukończyła 3-letnią szkołę kosmetyczną i podjęła pracę jako kosmetyczka. Po 22 latach życia na emigracji wróciła do Polski z 6-letnią córką.

 

Rozmawiała Agnieszka Juźwiuk, Powroty.gov.pl